Cd...

Dla przeciwwagi wielu uciążliwości życia niebo ofiarowało człowiekowi trzy rzeczy: nadzieję, sen i śmiech. Immanuel Kant)...

Cd... 1.09.2010r

Dosyć długo mnie nie było. W związku z traumatycznymi przeżyciami musiałam wyjechać . Dlatego zmiana tła, ma to być zachód słońca bo uwielbiam je oglądać jak jestem nad morzem - jakie akuratne do tego co dalej opisze...

Moi rodzice są rozwiedzeni i właściwie , kiedy tata zachorował to główny ciężar opieki spadł na mnie.

Nie mam do nikogo pretensji , tak wypadło. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego , że to mnie przerośnie .

Radomscy lekarze ze specjalistycznego szpitala sobie nie poradzili z chorobą i byłam świadkiem , jak tata powoli umierał.Zabieg za zabiegiem a organizm coraz słabszy w walce ze straszną chorobą aż w końcu nadszedł taki czas , że uległ.

Nie mnie się zastanawiać , czy i kiedy lekarze zrobili błąd w diagnozie, zastosowali złe leczenie.

Być może miało to miejsce na naczyniówce, kiedy w pamiętny poniedziałek 12.05.2010r to wszystko się zaczęło a potem ruszyła nieodwracalna lawina .

Lekarz który wówczas operował zasugerował ,że być może , ponieważ tata zażywał jakieś lekarstwa , było źle dobrane znieczulenie. Serce stanęło. Był trzykrotnie reanimowany.

Można powiedzie ,że cudem go odratowali. Potem był spór pomiędzy lekarzami z kardiologi a naczyniówka i być może zwyciężyła błędna opcja , bo zamiast odtruć organizm , zaaplikowano choremu "rozrusznik do serca".

A potem na chirurgii ogólnej zabieg za zabiegiem , tak co tydzień było w sumie masę zabiegów o poważnej ingerencji w organizm łącznie z okaleczaniem czyli trzykrotnym przycinaniem nogi aż do całkowitego jej wykluczenia po sama pachwinę. Zdrowy by tego nie przetrzymał a co dopiero chory.

Mam ogromne wyrzuty sumienia że zaciągnęłam tatę do szpitala, bo być może by żył.

Wiem , że to jest absurdalne ale to ciągle we mnie siedzi. Wiem ,że nikt nie jest bogiem,wierzę w to, że lekarze starają się w miarę swoich umiejętności i możliwości danego szpitala ratować każde życie ale ...

Do samego końca mimo, że już dopuszczałam do siebie myśl ,że tata umiera, zwłaszcza jak zobaczyłam drugą nogę taty, choroba i ją zaatakowała, cały czas łudziłam się ,że tata z tego wyjdzie.

Dlatego , gdy po trzech miesiącach pobytu taty w szpitalu , po jego niesamowitej walce , po tylu ciężkich operacjach, gdy pewnej nocy w piątek po drugiej zadzwonił telefon - informacja którą usłyszałam ścięła mnie z nóg.

Tata zmarł o 2:10 w nocy. Zmarł podobno we śnie ale ja wiem , że bardzo cierpiał.

Śmierć jest okrutna i zawsze niesprawiedliwa. Sama już nie wiem czy lepiej się umiera w domu , czy niby pod opieka lekarską w szpitalu ?...

Nie będę opisywać całej historii choroby ojca, dali mi stosowne dokumenty a właściwie wyciągnęłam je od lekarzy w szpitalu po zgonie ojca.

Ktoś napisał , że naprawdę zaczyna się być "starym", dopiero po śmierci rodziców, coś w tym jest ...


Komentarze

  1. Mądre to, oj mądre. Nie zliczę ile razy mnie samą przez sturlaniem się do dołka chroniła uparta i czasem bezsensowna nadzieja, lub bycie z ludźmi, który pomagali podejść lżej do problemu. Sen zaś, był sygnałem organizmu, że trzeby wyłączyć rozum i pozwolić poszaleć uczuciom, które muszą wymknąć się spod kontroli. Trzymaj się, Juleczko. Sciskam cię bardzo, bardzo mocno.

    OdpowiedzUsuń
  2. bywało że traciłam te trzy elementy naszego bytu,ale dzisiaj chcę się cieszyć bo jutro może być....ech

    OdpowiedzUsuń
  3. To się dzieje właśnie ze mną , nadziei na wyzdrowienie taty już nie ma , nie mogę spać nadal i do śmiechu mi wcale :(

    Tak się złożyło, że głównie z racji zamieszkania i nie tylko , ostatni ja najbliżej byłam taty.

    I dlatego najbardziej emocjonalnie mnie to obeszło, pamiętam jak dzisiaj , po pierwszej najważniejszej i niestety nieudanej operacji tata mnie pytał, dziecko wyjdę z tego?...

    A ja w zaparte kłamałam, ależ oczywiście będzie dobrze, a tu gówno od tamtej chwili nic nie było dobrze było tylko źle i bardzo źle :(

    Ps.1
    W tej chwili jadę ze znajoma do Łeby, chce gównie odpocząć od rodziny , zwłaszcza tej bliskiej ;)
    Potem będzie prawie jak dawniej tylko coś w środku niczym drzazga zostanie.Bo okazuje się ,że w tak ciężkich chwilach wychodzą z ludzi, czasem u tych najbliższych najohydniejsze demony :((

    To wspomnienie napisze po powrocie , bo to będzie moja autoterapia ,żeby wrócić do normalności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Julio,
    odpocznij nabierz dystansu a czas jest bardzo potrzebny on jest tutaj lekarstwem. Z czasem sny
    i zjawy nasze przestana wracać, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jadwigo Twoje słowa , to jak balsam na moją "duszę" , dzięki :)
    Powoli , powoli znowu życie mnie wciąga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dośka , tak to bywa w tym "pokrętnym życiu" :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Składam wyraz współczucia. Jestem pełen podziwu dla Twojego zaangażowania i opieki.Twarda z Ciebie kobieta. Zostałaś do końca. Teraz trzeba sie z tym pogodzić. Myślę że sama najlepiej bedziesz wiedzieć jak.
    Pozdrawiam Johnny Bravo.

    OdpowiedzUsuń
  8. W ogóle nie jestem twarda.Napisałam wyraźnie,że to mnie przerosło.Śmierć bliskiej osoby jest straszna, bo do końca człowiek się łudzi ,że się wygra z chorobą. Przy tym te okaleczające, straszne operacje, to jest horror i olbrzymia trauma , która nadal we mnie jest. Może czas uleczy , bo nadal to wszystko jest bardzo świeże i bardzo bolesne :(
    Johnny Brawo - dzięki za komentarz.
    Dziękuje wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz