Pusta pociecha religii.
Przeczytałam bardzo ciekawy artykuł i muszę się do niego odnieść ze swojego punktu odniesienia, czy raczej przeżycia.
Bo prawda jest , że ;
Mów do mnie o prawdzie religii, a wysłucham chętnie.
Mów do mnie o obowiązku religii, a wysłucham ulegle.
Ale nie przychodź do mnie mówiąc o pociesze religii,
bo będę podejrzewać, że nie rozumiesz.
[C.S. Lewis, A Grief Observed, s,41]
Poniżej cytaty z tej książki, do których spróbuje się potem odnieść, póki co, zgadzam się z tokiem myśli :)
"Religia nie była żadną pociechą. Przez wszystkie lata choroby Elizabeth religia w ogóle nie dawała mi żadnej pociechy, żadnego poczucia ostatecznego losu, a tylko puste obietnice, które nigdy nie zostaną spełnione.(...)
Przypomniało mi to, że kiedy jako pastor cierpliwie pilotowałem ludzi przez okres żałoby, przez przygotowania do pogrzebu, sam pogrzeb i to wszystko co stanowi uroczystości pogrzebowe, jakie winni jesteśmy ukochanemu zmarłemu, zawsze wydawało mi się, że słowa i obietnice religijne były puste, a tym, co pomagało, był czysty kontakt ludzki, troska, praktyczne sprawy wokół śmierci w rodzinie i instynktowe gromadzenie się ludzi dających wsparcie.(...)
To były ważne rzeczy. Modlitwy, nabożeństwa, uroczysty pogrzeb — to wszystko były formy naszej żałoby lub poparcia, nie zaś ich sedno. Także, kiedy ludzie mówili — a czego ja nigdy nie potrafiłem powiedzieć — że kiedyś zobaczą swoich bliskich, w co sami nie do końca wierzyli, moim zdaniem był to raczej sposób wypełniania słowami wewnętrznej pustki. I nie ma w tym niczego złego.(...)
Bezpowrotna nieobecność bliskiego człowieka jest najbardziej realną rzeczą i potrzebujemy wówczas czegoś, co towarzyszyłoby nam w tych dniach, kiedy świat bezlitośnie toczy się dalej, podczas gdy dla nas świat się zatrzymał. I tutaj wydaje się, że religia dostarcza jakiegoś środka, ale ostatecznie chyba tak się tylko wydaje.(..)
Nawet jeśli rzadko myślimy o własnej śmierci — dla większości z nas ta rzeczywistość jest zbyt brutalna, by ją wytrzymać dłużej niż przez chwilę — kiedy ktoś umiera i otwiera się przed nami przepaść jego nieobecności, religia, jak się uważa, wypełnia wtedy pustkę swoimi zapewnieniami.(...)
Oczywiście jedną rzeczą, którą zawsze możemy powiedzieć i którą ludzie bardzo często mówią po czyjejś śmierci, kiedy kończy się już cały ból, rozpacz i umieranie, jest że ta osoba już nie cierpi, ma spokój. Jak wielu było ludzi, przy których stałem, kiedy patrzyli do otwartej trumny z kimś im bliskim ubranym w najlepsze ubranie, z wyrazem kontemplacji na twarzy i mówili: „No cóż, przy najmniej ma teraz spokój"? (...)
To nie jest spokój. Nie tak wyglądasz, kiedy umierasz. To jest farsa, gra, w którą gramy sami ze sobą, żeby ukryć upiorną bladość śmierci, ukryć wybroczyny, zwiotczałą skórę, może też kolor żółtaczki - wszystkie świadectwa, że ta osoba cierpiała podczas ostatnich, rozpaczliwych godzin, może chwytając z trudem oddech i krzycząc z bólu. To jest koniec, a nie spokój.
Często odmawiamy nawet używania słów „umieranie", „śmierć" lub „martwy". Mówimy, że odeszli, nie że zmarli, jak gdyby słowo „śmierć" oznaczało wstyd i powiedzenie tego, czego w rzeczywistości nie chcemy powiedzieć, że tej osoby już nie ma, że nigdy jej już nie zobaczymy i że teraz jest tak, jakby nigdy się nie narodziła.(...)
Po wszystkich modlitwach, wszystkich fałszywych nadziejach, wszystkich rentgenach, dziwnych remisjach, rozpaczliwej, samotnej walce, której wynikiem jest tylko jeszcze więcej bólu, ale także zdruzgotanych nadziei — co pozostaje po tym wszystkim? (...)
Lewis nie bierze jednak pod uwagę, że jedni ludzi cierpią bardziej niż inni. Jedni umierają spokojnie we śnie, a to, jak umierasz, nie zależy od twojego charakteru lub moralnych ułomności, ale od choroby lub traumy, które powodują twoją śmierć. (...)
Pociechy religii są puste. Nie znaczy to, że wspólnota religijna nie może dać własnej pociechy i siły, która pochodzi po prostu z tego, że jest troszczącą się społecznością. Ale to nie Bóg, to ludzie są przyjaźni i dobrzy, i to oni przejmują nasze troski, nawet kiedy mówimy, że składamy je w Panu.(...)
Powstają tu dwa problem. Po pierwsze, musimy znaleźć sposób powiedzenia tego tak, żeby w czasie żałoby wystarczała wspólnota ludzka. Kiedy potrafimy to zrobić, być może zobaczymy wyraźniej, jak ważne jest danie jednostce kontroli nad własną śmiercią. Jak długo wierzymy, że odpowiedź na cierpienie, jakie nas spotyka, spoczywa w jakiś sposób poza tym życiem, będziemy wyobrażać sobie, że cierpienie ma jakiś transcendentalny cel i będziemy stawiać przeszkody swobodnym wyborom ludzi. (...)
Po drugie jednak musimy rozwinąć świeckie wspólnoty, które potrafią wesprzeć ludzi w czasach żałoby i potrzeby, a to jest coś, czego obecnie dostarcza religia. Według mojego doświadczenia jest to nie wystarczające, ponieważ wspólnota religijna rzadko daje okazję sławienia prawdziwej wspólnoty ludzkiej, jako że agenda religijna porywa wspólnotę i udaje, że jest czymś innym. Wspólnota religijna zaś rzadko daje nam okazję wysławiania życia tego, kto umarł. Elizabeth wybrała przed śmiercią niereligijną ceremonię upamiętnienia. Początkowo planowała, że będzie pochowana w ceremonii kościelnej w kontekście liturgii eucharystycznej, ale im więcej myślała o roli, jaką kościół odegrał w jej wygnaniu do Szwajcarii, tym bardziej buntowała się. Postanowiła więc napisać własną ceremonię pogrzebową. Pomogłem jej, ale sama nadała temu kształt. I stało się to prawdziwym świętowaniem jej życia, tego, co osiągnęła i tego, co życie znaczyło dla niej i dla mnie. Zamiast o Jezusie, było o niej i o tym, co ceniła. Mówiło do nas o bogactwie, które straciliśmy, ale także o cudzie, jaki poznaliśmy.(...)
jeśli rzeczywiście uważamy, że nadszedł czas na zrezygnowanie z religii i na znalezienie lepszej drogi — musimy zaradzić. Musimy w świeckiej rzeczywistości znaleźć ten rodzaj wsparcia, jaki dzisiaj dostarcza religia. Nie możemy oczekiwać, że ludzie po prostu zrezygnują z religii, nie mając niczego na wstawienie w to miejsce. Jest oczywiste, że religia obecnie zaspokaja szereg potrzeb ludzkich. Jeśli poważnie myślimy o zastąpieniu świeckimi formami myślenia formy religijne, musimy zrozumieć, czym są te potrzeby i musimy dostarczyć sposobu zaspokojenia ich.(...)
ak mówi Kitchner, religie nie muszą być prawdą, by odnosić sukcesy (patrz Living with Darwin, s. 143). Zaopatrują ludzi w to, czego oni chcą. Gdyby tego nie robiły, nie odnosiłyby sukcesów. Tak więc, musimy być uczciwi wobec siebie i wobec innych, kiedy staramy się zastąpić religię czymś lepszym i bardziej ludzkim. Według mojego doświadczenia religia nie dostarcza naprawdę tej pociechy, którą obiecuje. Znaczy to, tak jak ja to rozumiem, że nie potrzebujemy religii, żeby uzyskać pociechę, ale musimy przyznać, że większość ludzi nie wie jak znaleźć tę pociechę bez religii, a wielu nie wierzy, że jest to możliwe.(...)
Jeśli jako świeccy ludzie i dzieci Oświecenia chcemy znaleźć coś lepszego do zastąpienia fanatycznej nieludzkości tak wielkiej części religii, to musimy tego poszukać. Sama krytyka nie wystarcza. Jest ważna, ale nie jest niezbędna. Krytyka religii jest tylko początkiem oświecenia. Możemy odłożyć Gängelwagen (czyli „chodzik dziecięcy") religii, jak namawia nas Kant (w „Czym jest Oświecenie?"), ale nadal musimy uczyć się, jak wyglądają społeczności dorosłych. Do tego czasu ludzie będą nadal szukać pustych pociech religii, a my będziemy nadal związani regułami, które narzuca nam religia. Znalezienie odpowiedzi jest pilną kwestią i ci, którzy chcą zobaczyć koniec teokracji, muszą próbować je znaleźć."
Ja tak właśnie pochowałam tatę, w rytuale , świecko religijnym, w oprawie Kościelnej , bo państwo nie oferuje nam nic w zamian ale , ksiądz skupił się na umarłym, opowiadał o jego życiu , jego dokonaniach, marzeniach , które zdołał zrealizować a które nie i o rodzinie , którą zostawił a która go pożegnała :(
Ps.1
Jeszcze raz to przeczytam i spróbuje przeanalizować jak ja to odczułam i nadal odczuwam na bazie własnego bólu i własnych przeżyć ...
ps.2
Tutaj komentarze innych, bardzo ciekawe;
-
Pogląd, że w przypadku śmierci wiara/religia jest pociechą jest dla mnie pewnego rodzaju mitem. Często powtarzanym poglądem przyjmowanym bez większego zastanowienia.
Społeczeństwa w dużej części zlaicyzowane jak przykładowo Czesi nie maja większych problemów z śmiercią niż społeczeństwa "chrześcijańskie"
Nie wszystkie religie wierzą w życie pozagrobowe i też radzą sobie z śmiercią nie gorzej.
Z najbliższego otoczenia to jak ludzie radzą sobie z śmiercią ma niewiele wspólnego z ich religijnością. Zależy to bardzie od psychiki danej osoby i w dużej mierze ludzi jacy ją otaczają.
Religia chrześcijańska to nie tylko ulga bo czeka nas życie wieczne to również strach przed wiecznym potępieniem.
Pogląd iż chrześcijaństwo daje pociechę w obliczu śmierci jest mocno naciągany, ale za to skutecznie nam wmawiany.
-
Byłam na pogrzebie dobrej i miłej pani. Pogrzeb - standard, msza - ksiądz nie wiedział, kto leży w trumnie, gadał przez prawie 50 minut o .... (nie chcę używać brzydkich słów). Potem pożegnanie ze zmarłą zorganizowała firma pogrzebowa - miła, stonowana muzyka, kulturalny mistrz ceremonii, piękne wspomnienia tej, która odeszła ilustrowane zdjęciami, mądrze dobrane teksty literackie. To pożegnanie pozwoliło nam na wyciszenie, msza tylko rozgniewała. Ceremonie świeckie są lepsze niż religijne.
Bo prawda jest , że ;
Mów do mnie o prawdzie religii, a wysłucham chętnie.
Mów do mnie o obowiązku religii, a wysłucham ulegle.
Ale nie przychodź do mnie mówiąc o pociesze religii,
bo będę podejrzewać, że nie rozumiesz.
[C.S. Lewis, A Grief Observed, s,41]
Poniżej cytaty z tej książki, do których spróbuje się potem odnieść, póki co, zgadzam się z tokiem myśli :)
"Religia nie była żadną pociechą. Przez wszystkie lata choroby Elizabeth religia w ogóle nie dawała mi żadnej pociechy, żadnego poczucia ostatecznego losu, a tylko puste obietnice, które nigdy nie zostaną spełnione.(...)
Przypomniało mi to, że kiedy jako pastor cierpliwie pilotowałem ludzi przez okres żałoby, przez przygotowania do pogrzebu, sam pogrzeb i to wszystko co stanowi uroczystości pogrzebowe, jakie winni jesteśmy ukochanemu zmarłemu, zawsze wydawało mi się, że słowa i obietnice religijne były puste, a tym, co pomagało, był czysty kontakt ludzki, troska, praktyczne sprawy wokół śmierci w rodzinie i instynktowe gromadzenie się ludzi dających wsparcie.(...)
To były ważne rzeczy. Modlitwy, nabożeństwa, uroczysty pogrzeb — to wszystko były formy naszej żałoby lub poparcia, nie zaś ich sedno. Także, kiedy ludzie mówili — a czego ja nigdy nie potrafiłem powiedzieć — że kiedyś zobaczą swoich bliskich, w co sami nie do końca wierzyli, moim zdaniem był to raczej sposób wypełniania słowami wewnętrznej pustki. I nie ma w tym niczego złego.(...)
Bezpowrotna nieobecność bliskiego człowieka jest najbardziej realną rzeczą i potrzebujemy wówczas czegoś, co towarzyszyłoby nam w tych dniach, kiedy świat bezlitośnie toczy się dalej, podczas gdy dla nas świat się zatrzymał. I tutaj wydaje się, że religia dostarcza jakiegoś środka, ale ostatecznie chyba tak się tylko wydaje.(..)
Nawet jeśli rzadko myślimy o własnej śmierci — dla większości z nas ta rzeczywistość jest zbyt brutalna, by ją wytrzymać dłużej niż przez chwilę — kiedy ktoś umiera i otwiera się przed nami przepaść jego nieobecności, religia, jak się uważa, wypełnia wtedy pustkę swoimi zapewnieniami.(...)
Oczywiście jedną rzeczą, którą zawsze możemy powiedzieć i którą ludzie bardzo często mówią po czyjejś śmierci, kiedy kończy się już cały ból, rozpacz i umieranie, jest że ta osoba już nie cierpi, ma spokój. Jak wielu było ludzi, przy których stałem, kiedy patrzyli do otwartej trumny z kimś im bliskim ubranym w najlepsze ubranie, z wyrazem kontemplacji na twarzy i mówili: „No cóż, przy najmniej ma teraz spokój"? (...)
To nie jest spokój. Nie tak wyglądasz, kiedy umierasz. To jest farsa, gra, w którą gramy sami ze sobą, żeby ukryć upiorną bladość śmierci, ukryć wybroczyny, zwiotczałą skórę, może też kolor żółtaczki - wszystkie świadectwa, że ta osoba cierpiała podczas ostatnich, rozpaczliwych godzin, może chwytając z trudem oddech i krzycząc z bólu. To jest koniec, a nie spokój.
Często odmawiamy nawet używania słów „umieranie", „śmierć" lub „martwy". Mówimy, że odeszli, nie że zmarli, jak gdyby słowo „śmierć" oznaczało wstyd i powiedzenie tego, czego w rzeczywistości nie chcemy powiedzieć, że tej osoby już nie ma, że nigdy jej już nie zobaczymy i że teraz jest tak, jakby nigdy się nie narodziła.(...)
Po wszystkich modlitwach, wszystkich fałszywych nadziejach, wszystkich rentgenach, dziwnych remisjach, rozpaczliwej, samotnej walce, której wynikiem jest tylko jeszcze więcej bólu, ale także zdruzgotanych nadziei — co pozostaje po tym wszystkim? (...)
Lewis nie bierze jednak pod uwagę, że jedni ludzi cierpią bardziej niż inni. Jedni umierają spokojnie we śnie, a to, jak umierasz, nie zależy od twojego charakteru lub moralnych ułomności, ale od choroby lub traumy, które powodują twoją śmierć. (...)
Pociechy religii są puste. Nie znaczy to, że wspólnota religijna nie może dać własnej pociechy i siły, która pochodzi po prostu z tego, że jest troszczącą się społecznością. Ale to nie Bóg, to ludzie są przyjaźni i dobrzy, i to oni przejmują nasze troski, nawet kiedy mówimy, że składamy je w Panu.(...)
Powstają tu dwa problem. Po pierwsze, musimy znaleźć sposób powiedzenia tego tak, żeby w czasie żałoby wystarczała wspólnota ludzka. Kiedy potrafimy to zrobić, być może zobaczymy wyraźniej, jak ważne jest danie jednostce kontroli nad własną śmiercią. Jak długo wierzymy, że odpowiedź na cierpienie, jakie nas spotyka, spoczywa w jakiś sposób poza tym życiem, będziemy wyobrażać sobie, że cierpienie ma jakiś transcendentalny cel i będziemy stawiać przeszkody swobodnym wyborom ludzi. (...)
Po drugie jednak musimy rozwinąć świeckie wspólnoty, które potrafią wesprzeć ludzi w czasach żałoby i potrzeby, a to jest coś, czego obecnie dostarcza religia. Według mojego doświadczenia jest to nie wystarczające, ponieważ wspólnota religijna rzadko daje okazję sławienia prawdziwej wspólnoty ludzkiej, jako że agenda religijna porywa wspólnotę i udaje, że jest czymś innym. Wspólnota religijna zaś rzadko daje nam okazję wysławiania życia tego, kto umarł. Elizabeth wybrała przed śmiercią niereligijną ceremonię upamiętnienia. Początkowo planowała, że będzie pochowana w ceremonii kościelnej w kontekście liturgii eucharystycznej, ale im więcej myślała o roli, jaką kościół odegrał w jej wygnaniu do Szwajcarii, tym bardziej buntowała się. Postanowiła więc napisać własną ceremonię pogrzebową. Pomogłem jej, ale sama nadała temu kształt. I stało się to prawdziwym świętowaniem jej życia, tego, co osiągnęła i tego, co życie znaczyło dla niej i dla mnie. Zamiast o Jezusie, było o niej i o tym, co ceniła. Mówiło do nas o bogactwie, które straciliśmy, ale także o cudzie, jaki poznaliśmy.(...)
jeśli rzeczywiście uważamy, że nadszedł czas na zrezygnowanie z religii i na znalezienie lepszej drogi — musimy zaradzić. Musimy w świeckiej rzeczywistości znaleźć ten rodzaj wsparcia, jaki dzisiaj dostarcza religia. Nie możemy oczekiwać, że ludzie po prostu zrezygnują z religii, nie mając niczego na wstawienie w to miejsce. Jest oczywiste, że religia obecnie zaspokaja szereg potrzeb ludzkich. Jeśli poważnie myślimy o zastąpieniu świeckimi formami myślenia formy religijne, musimy zrozumieć, czym są te potrzeby i musimy dostarczyć sposobu zaspokojenia ich.(...)
ak mówi Kitchner, religie nie muszą być prawdą, by odnosić sukcesy (patrz Living with Darwin, s. 143). Zaopatrują ludzi w to, czego oni chcą. Gdyby tego nie robiły, nie odnosiłyby sukcesów. Tak więc, musimy być uczciwi wobec siebie i wobec innych, kiedy staramy się zastąpić religię czymś lepszym i bardziej ludzkim. Według mojego doświadczenia religia nie dostarcza naprawdę tej pociechy, którą obiecuje. Znaczy to, tak jak ja to rozumiem, że nie potrzebujemy religii, żeby uzyskać pociechę, ale musimy przyznać, że większość ludzi nie wie jak znaleźć tę pociechę bez religii, a wielu nie wierzy, że jest to możliwe.(...)
Jeśli jako świeccy ludzie i dzieci Oświecenia chcemy znaleźć coś lepszego do zastąpienia fanatycznej nieludzkości tak wielkiej części religii, to musimy tego poszukać. Sama krytyka nie wystarcza. Jest ważna, ale nie jest niezbędna. Krytyka religii jest tylko początkiem oświecenia. Możemy odłożyć Gängelwagen (czyli „chodzik dziecięcy") religii, jak namawia nas Kant (w „Czym jest Oświecenie?"), ale nadal musimy uczyć się, jak wyglądają społeczności dorosłych. Do tego czasu ludzie będą nadal szukać pustych pociech religii, a my będziemy nadal związani regułami, które narzuca nam religia. Znalezienie odpowiedzi jest pilną kwestią i ci, którzy chcą zobaczyć koniec teokracji, muszą próbować je znaleźć."
Ja tak właśnie pochowałam tatę, w rytuale , świecko religijnym, w oprawie Kościelnej , bo państwo nie oferuje nam nic w zamian ale , ksiądz skupił się na umarłym, opowiadał o jego życiu , jego dokonaniach, marzeniach , które zdołał zrealizować a które nie i o rodzinie , którą zostawił a która go pożegnała :(
Ps.1
Jeszcze raz to przeczytam i spróbuje przeanalizować jak ja to odczułam i nadal odczuwam na bazie własnego bólu i własnych przeżyć ...
ps.2
Tutaj komentarze innych, bardzo ciekawe;
-
Pogląd, że w przypadku śmierci wiara/religia jest pociechą jest dla mnie pewnego rodzaju mitem. Często powtarzanym poglądem przyjmowanym bez większego zastanowienia.
Społeczeństwa w dużej części zlaicyzowane jak przykładowo Czesi nie maja większych problemów z śmiercią niż społeczeństwa "chrześcijańskie"
Nie wszystkie religie wierzą w życie pozagrobowe i też radzą sobie z śmiercią nie gorzej.
Z najbliższego otoczenia to jak ludzie radzą sobie z śmiercią ma niewiele wspólnego z ich religijnością. Zależy to bardzie od psychiki danej osoby i w dużej mierze ludzi jacy ją otaczają.
Religia chrześcijańska to nie tylko ulga bo czeka nas życie wieczne to również strach przed wiecznym potępieniem.
Pogląd iż chrześcijaństwo daje pociechę w obliczu śmierci jest mocno naciągany, ale za to skutecznie nam wmawiany.
-
Byłam na pogrzebie dobrej i miłej pani. Pogrzeb - standard, msza - ksiądz nie wiedział, kto leży w trumnie, gadał przez prawie 50 minut o .... (nie chcę używać brzydkich słów). Potem pożegnanie ze zmarłą zorganizowała firma pogrzebowa - miła, stonowana muzyka, kulturalny mistrz ceremonii, piękne wspomnienia tej, która odeszła ilustrowane zdjęciami, mądrze dobrane teksty literackie. To pożegnanie pozwoliło nam na wyciszenie, msza tylko rozgniewała. Ceremonie świeckie są lepsze niż religijne.
Taki ważny temat, który dotyka nas wszystkich i nic. Żadnych komentarzy?
OdpowiedzUsuńŻe religia pociesza to frazes, a ludzie łykają frazesy lekko, to pozwala nie myśleć.
OdpowiedzUsuńCynia ,
Usuńdzięki za komentarz. :)