Jestem z melanżem swoich wspomnień. Bo muszę , inaczej się udusze.

Moje wspomnienia to te złe i dobre,  które się ze sobą splatają , jak to w życiu.
Ostatni czas dla mnie , to jak horror z filmu klasy "be".
Chyba coś takiego  śpiewał zespół " Budka Suflera" - mama bardzo  lubiła ich słuchać .
Nie mogła sobie poradzić że śmiercią brata. Ta jego śmierć , to był jak cios prosto w Jej serce.
Brata śmierć , to też dla nas zaskoczenie.  Dla mnie i dla mamy to był szok.  Bylysmy już przy Jego umieranie. Nic nie mogłyśmy zrobić.
Pojechałyśmy do Nich  właściwie , kiedy już był Jego koniec.  Właściwie to do tej pory nie wiemy na co umarł , tj.  diagnoza byla - wodobrzusze.
 Tyle , że nie wiemy co było przyczyną, czy rak , czy trzustka? . ...
Nie pytałysmy lekarzy. Zresztą Ci z Krakowa wpisali go ze szpitala , jako nie rokujacego poprawny.  Sugerowali bratowej by umieściła go w hospicjum.
No ale on nie chciał wiedzieć , że już umiera .Chciał walczyć o życie.
To było straszne tak obserwować ,  tę umierajaca nadzieję w Jego oczach i ten ból.
Najgorsze , że On nie chorował , to było nagle.
 To znaczy ja z mamą byłyśmy nieświadome do samego końca.
 Nie wiem do teraz , czy bratowa też nie wiedziała , czy po prostu nam nie mówili.
Myślę, że gdybyśmy wiedziały wcześniej , to nie byłoby dla nas takim szokiem.
Zdążyłymy z mamą się z Nim pożegnać i wymoc na nich , by go dali do szpitala, zwłaszcza , że bratowa dawkowala mu leki znieczulajace ból,  no i w domu nie było jednak warunków dla tak ciężko chorego.
Pogotowie zabrało go do szpitala w Brzesni , miejscowość pod Krakowem i dzięki bardzo empatycznej lekarce został umieszczony na wewnętrznym, bo do jego głównej choroby wdarło się jeszcze zakażenie.
Powiedzialysmy mu na koniec , że go kochamy .
 On nas też pożegnał . Już wiedział , że jest bez szans. Wszyscy , rodzina, przyjaciele go pożegnali.
Na koniec powiedział mi ,żebym się trzymała! ...
Biedny , sam nie wiedział,  jak prorocze były te Jego słowa.
Umarł w nocy z 30 na 31 lipca 2018r.
Mama nie mogła się otrząsnąć , chodzilyśmy na spacery.
 Może by i pogodzila sie z Jego śmierć, gdyby nie dziwne zachowanie bratowej.
Miałyśmy odczucie, że nie jesteśmy mile widziane u Niej i że jakby swój ból , przenosi na pretensje do Nas.
Ona nas winila za śmierć mojego brata.
W ogóle ten czas w trakcie pogrzebu tam u Niej , to był kolejny horror.
Jej dziwne zachowanie, jakiś " przyjaciel domu " , bardzo dwuznaczne zachowania.  To była kolejna dawka stresu dla nas. Dla mamy byc moze ostateczna. No i na koniec list od niej do nas.
 To był okrutny list , cala żółć wylała w nim bratowa . Zrozumialysmy w końcu,  dlaczego intuicyjnie się u Niej źle czulysmy.
Chodziłam z mamą na spacery aż do końca października , który był pięknym i ciepłym miesiącem. Przebrnelysmy listopad i schody się zaczęły w grudniu, bo bozenarodzenie , to święta rodzinne a tu rodziny nie ma.
 Brak brata i irracjonalna nienawiść bratowej do nas. Mowi sie , ze jak nie wiadomo o co chodzi , to chodzi o pieniadze.
Byłyśmy zaproszone do kuzynki, zresztą często u niej bywalysmy z takich rodzinnych zjazdów  świątecznych i niby wszystko było ok. ale okazało się nie do końca.
Mama często oglądała albumy rodzinne , kiedy ja z bratem byliśmy małymi dzieciakami . Cały czas była w stresie i chore serce nie wytrzymalo.
Byłam wtedy w mieszkanku taty , bo chciałam tam posprzątać , by potem zdążyć w naszym mieszkaniu.
Planowalysmy w święta iść na spacer i podziwiać iluminacja na  głównej ulicy miasta. Bo dekoracje były piękne. Zdążyłam mamie  pokazać na zdjęciach .
Niestety nie dane nam już to było zobaczyć razem.
Cała tragedia rozegrała się jak w sztuce starożytnej .
W ciągu jednego dnia. Dostała mocnych boli w mostku , zbyt  długo czekała , nie przechodzilo to wezwała pogotowie , zawiezli nie do tego szpitala .
Wszystko było na nie.
 Była niewłaściwa decyzja pogotowia , Ona jeszcze przy nich ,  zdążyła do mnie zadzwonić.
Natychmiast pobiegłem do szpitala gdzie Ja zawiezli. To było o 2 w nocy.
Była monitorowana na kardiologii.
Porobili jej inwazyjne badania, co też pogorszylo już i tak niepewna sytuację. Niby było już stabilnie , gdy raptem , przy mojej trzeciej wizycie , lekarka prowadząca , poinformowała , że następuje rozwarstwienie aorty , że dosłownie na niteczce się trzyma życie.
Natychmiast potrzeba kontynuować leczenie poprzez operację , no ale to już wykonalne w innym szpitalu.
 Do samego końca mama przytomna i zdający sobie sprawę z powagi sytuacji. Powiadomilam esmesem rodzinę, bo jak inaczej przy ciężko chorej.
 Cały czas byłam przy niej , by dac poczucie bezpieczeństwa.
Choć personel raz , po raz mnie wyganial z sali.
Dopiero o 17:00 zjawili się lekarze z karetki pogotowia , bo to inna instytucja ,  by mamę przetransportować .
Niestety nie udało się . Zmarła podczas przyjęcia w drugim szpitalu .
Ta nitka życia została przecieta. Podczas reanimacji , bo tracila przytomność  została zabita.  Nacisk na aorte spowodował wylew krwi w komorze serca. Smutne ,  ot takie kruche jest życie człowieka .
Lekarze przyjmujący prosili mnie o sekcję . Wyraziłam zgodę , bo niech się uczą , moze innym chorym będą mogli skuteczniej pomóc.
Jednak teraz nie mogę się doprosic o wyniki. Już kilkakrotnie chodziłam od komórki szpitala jednej do innej , właściwej do danego wydarzenia.
W końcu napisałam podanie do dyrekcji , był telefon , potwierdzenie odebrania pisma z poczty , więc czekam na dokumenty, bo już tam nie mam zdrowia i ochoty pojechać osobiście,  chyba , że na sygnale zawioza mnie karetka.
Mam nadzieję , że nie tak szybko. .., że jeszcze trochę potrwa.

Ps.
 To moja terapia , bo szkoda mi pieniędzy na  psychiatrę , a kk  w moim przypadku  też nic nie zdziała.
Dokumenty po interwencji " prezesa" szpitala (pełni te funkcje lekarz) zostały przyslane mi do domu.







Komentarze

  1. Sorry , na jakiś czas , chyba zamknęłam komentarze. ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już otworzyłam komentarze dla wszystkich. 😆

      Usuń
  2. Ciężko. Ciężko się to czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak , ale wydobycie tego z siebie to też lekarstwo.

      Usuń
  3. Poprzednio trafiłam na zamknięte drzwi, nie tylko komentarze, ale rozumiem, że czasem ma się potrzebę schowania się za tymi drzwiami.
    Twój wpis przywołał wiele wspomnień, bolesnych.
    Mam nadzieję, że mimo wszystko nie zgorzkniejesz, a twój ból nie zamieni się w nienawiść do całego świata - miałam takie przypadki w rodzinie.
    Pisz, pisz, pisz - i niech Ci ta terapia pomaga. Przytulam Cię mocno, choć tylko wirtualnie.
    Motylek

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę ,że zmieniłaś chyba stronkę?Dobrze ,że już wróciłaś.W życiu są nieszczęścia,czasami idą parami..Ale ci co zostają ,muszą zadbać o tych których nie ma..Pamięć ,to jest coś czego nie dotkniesz ,nie przywitasz,ale możesz pogadać będąc na grobach..zapalić znicz.Musimy z tym się zmierzyć.Nie jest to łatwe.Ale innej drogi nie ma.Trzymaj sie ,każdego dnia trzeba żyć dla siebie.Bratowa nie zasłużyła nawet na Twoje jedno słowo.Nie przejmuj sie nią..Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz